kemir kemir
289
BLOG

Najpierw bądźmy Polakami

kemir kemir UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Kiedy w czerwcu 2003 roku niespełna 60 procent Polaków poszło do urn odpowiedzieć na referendalne pytanie "Czy wyraża Pan/Pani zgodę na przystąpienie Rzeczypospolitej Polskiej do Unii Europejskiej?”, mało kto w pełni uświadamiał sobie czym tak naprawdę jest Unia i w jakim kierunku podąża. Dla zdecydowanej większości głosujących za wejściem Polski do Unii (77,45% z ogółu glosujących) Unia była wszystkim tym tym, co zawierało nieosiągalne dotąd marzenia pokolenia Solidarności - dobrobytu, szeroko rozumianej wolności i definitywnego zerwania z siermiężnym bagażem komunizmu.


Jednak przed referendum, wygrana polskich euroentuzjastów nie była wcale tak dogłębnie oczywista, dlatego medialne fabryki propagandy rozpętały niebywale rozdmuchaną kampanię prounijną, obiecującą przysłowiowe gruszki na wierzbie. Wyważone głosy rozsądku, wytykające wcale liczne zagrożenie dla Polski po jej przystąpieniu do UE, starannie tłumiono, nie dopuszczając ich do poważnej dyskusji. Dziś, kiedy oszalała z nienawiści do PiS opozycja, niemieckie media i brukselscy wrogowie Polski i Timmermansem na czele, bezczelnie szermują ukutą brednią, jakoby Jarosław Kaczyński chciał wyprowadzić Polskę z Unii (bądż Unię z Polski), warto zweryfikować wszystko to, co trąbiła i trąbi nadal unijna propaganda i zestawić to z ówczesnymi głosami rozsądku, które nie dały się nakarmić medialną papką. W tym miejscu polecam uwadze Oświadczenie Kongresu Polonii Amerykańskiej  tutaj. Można śmiało napisać,  że obawy polonijnych patriotów potwierdziły się w pełni.




Jest raczej poza wszelką dyskusją, że UE jest dziś zupełnie inną Unią, niż ta, do której przystępowaliśmy. Podzielam głosy, które jakimś cudem przebijają się w propagandowym jazgocie, mówiące jasno, że nie na taką Unię się umawialiśmy. Owszem, istniała świadomość, że układ opiera się na "zasadzie coś za coś" i trzeba będzie poświęcić jakieś polskie wartości, w imię europejskiej integracji i pełnoprawnego bycia w Europie zachodniej. Nikt jednak nie wiedział, że ta wymarzona Europa  stanie się wkrótce panną z szeroko rozłożonymi nogami, odrzucającą i zwalczającą  chrześcijański rodowód, zbrukaną aurą multi-kulti, będącą utrzymanką Niemiec i Francji. I to jest drugi fakt poza dyskusją, bo nawet najwięksi euroentuzjaści nie zaprzeczą, że UE zarządzają Niemcy. To oni decydują, kto dostanie lepsze frukty przy unijnym stole, a kto dostanie ochłapy w przedpokoju. Wiedzą kogo trzeba poklepać po plecach, a komu spuścić tęgie lanie.

A wszystko w imię własnych interesów gospodarczych, bo dominująca pozycja polityczno - gospodarcza Niemiec nie wzięła się przecież z niczego. Unia dla Niemiec  jest najdoskonalszym narzędziem umożliwiąjącym panowanie nad europejską gawiedzią w sposób niemilitarny i - o ironio - stwarzającym pozory demokracji przez duże D.

Gdzie w w tej niemieckiej układance była i jest Polska? Propaganda sukcesu, ukuta za rządów Tuska przedstawiała nasz kraj, jako głównego beneficjenta unijnego stołu, przy którym dostawaliśmy najlepsze i najbardziej wartościowe frukty. Ten czysto propagandowy chwyt, znajdował potwierdzenie w fasadowości, którą chętnie pokazywano przy każdej okazji - nowe drogi, wypiękniałe polskie miasta i miasteczka, nowiutkie i nowoczesne obiekty użyteczności publicznej, Pendolino. Mało kto zwracał uwagą na to, że za tymi nowoczesnymi  fasadami, starannie ukrywa się brudne i zaniedbane podwórka, w których toczy się prawdziwe życie Polaków funkcjonujących w teoretycznym państwie fasad, chętnie emigrujących tam, gdzie fasadowość to pojęcie zapomniane i odrzucone przez niefasadowe społeczeństwa.  Masowa emigracja Polaków poważnie zachwiała fundamentami polskiej państwowości, co starannie ukrywano, eksponując w zamian wizerunek polskiego korpoludka, żyjącego w wynajętym mieszkaniu, utopionego w bankowych kredytach na samochód, nowoczesny telewizor i kanapę z Ikei. Tak, to polski leming poddawany codziennemu praniu mózgu od porannego "wstajesz i łżesz", przez "deadlajny" i "Szkło kontaktowe" na koniec dnia, stał się klasycznym wizerunkiem  polskiego euroentuzjasty, wierzącego w Tuska i w Unię taką samą wiarą, jak moherowa babcia wierzy w Pana Boga. Można chyba zaryzykować tezę, że to właśnie taki leming stanowi lwią część 70 procentowej większości opowiadającej się za bytnością Polski w Unii "pomimo wszystko".

A jaki jest faktyczny bilans Polski Polski będącej w strukturach Unii? Jadąc przez Polskę tymi nowymi drogami, gołym okiem widać, że nie jest on korzystny. Dominują zagraniczne dyskonty, magazyny i montownie. W dużych miastach codzienny widok to uliczne korki, tworzone przez spieszących się do korpo korpoludków,  w autach ma kredyt udzielony przez "unijny" bank. Ale indywidualne kredyty to "pikuś", w obliczu zadłużenie publicznego Polski.  A to przecież Unia w znacznej mierze jest winna wzrostowi zadłużenia Polski,  bo z jednej strony co roku trzeba płacić coraz wyższą składkę unijną, a z drugiej – wydaje się jeszcze większe miliardy na współfinansowanie często nikomu niepotrzebnych i na dodatek generujących dodatkowe koszty  projektów realizowanych za unijne srebrniki.

Unijne dotacje tak naprawdę wymuszają państwowe planowanie i inwestycje jak za PRL-u. Na dodatek, tworzą różnego rodzaju patologie na styku polityki i gospodarki. UE swoimi regulacjami napędza też ceny. Wiele produktów drożeje tylko dlatego, że Bruksela wymusza minima podatkowe (np. w przypadku akcyzy). Przed wejściem do UE,  politycy zobowiązali się do stopniowego, ale znacznego podniesienia różnych podatków akcyzowych, o czym nie mówiło się wtedy w mediach. Tak jest w przypadku np. węgla, koksu, paliw czy papierosów.

Bruksela wymusza na Polsce szkodliwe regulacje, ograniczenia emisji dwutlenku węgla, kazała pozamykać kopalnie, huty, cukrownie, cementownie, stocznie, a kutry rybackie – zezłomować. Zakazuje handlu tradycyjnymi żarówkami, wyrobu tradycyjnych wędlin i wtrąca się nawet w spłuczki klozetowe czy dopuszczalne temperatury ekspresów do kawy. Absurdy, które można mnożyć.

Unia spowodowała też daleko idącą utratę suwerenności politycznej. Nie jest przypadkiem, że polski parlamentaryzm reprezentuje poziom szamba, a władza sądownicza uważa się za wyjątkową kastę ludzi. Ustawy i uchwały -  na szczęście już minionego -  teoretycznego Sejmu pozbawione były  polskiego, narodowego punktu widzenia na szereg spraw natury ekonomicznej, socjalnej, politycznej i duchowej. Tusk, poklepywany w plecy i karmiony  pochwałami "ja, gut" , świadomie lub nie,  w rzeczywistości stał się nadzorcą brukselskiego ( czyt. niemieckiego)  panowania nad Polską, mającego na celu nie tylko uczynić z Polski dojną krowę Europy, ale wykorzenić nasze tradycje historyczne, narodowe i ducha odwiecznej walki o wolność i niepodległość. Unia zabrała się także za niszczenie tradycyjnego polskiego katolicyzmu, bo globalistyczna Europa ma być przecież ateistyczna, ma być zbitką państw bez Boga, czyli takim, jakim był w swojej istocie radziecki komunizm. Jak stwierdził Wacław Klaus, były prezydent Czech:

"z dnia na dzień przestrzeń swobody w UE ulega ograniczeniu, czy nam się to podoba, czy nie. Mówią nam, co mamy jeść, jak się mamy zachowywać i tysiące dalszych spraw”.

Takiej Unii, Panie Dekan,  nie chcemy i damy radę wytrwać w swojej polskości. Szkoda, że Tusk - jak zresztą cała tragikomiczna ferajna ze Schetyną i Petru na czele -  sprzedała swoją polskość za unijne srebrniki i z bezprecedensową agresją zwalcza legalny polski rząd, który odważył się upomnieć o prawo do samostanowienia i głośno mówi, o tym że Unię trzeba zmienić.

Bo najpierw jesteśmy Polakami, dopiero w następnej kolejności Europejczykami. Kto tego nie rozumie, nie prawa mienić się Polakiem.


PS.  Bilans Polski w UE  potraktowany jest bardzo skrótowo na potrzeby "czytelnej notki". Na szczegóły pozwolę sobie w innej notce.



kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka