kemir kemir
1117
BLOG

Tusk: mesjasz polskiej oligarchii

kemir kemir UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

W kontekście ostatnich wydarzeń w Polsce, przyjęło się hasło "żeby było tak jak było". Termin ten dosyć obrazowo określa cele dążącej do przewrotu opozycji,  która dla realizacji tego celu chwyta się każdych środków, gotowa jest przekroczyć każde granice, a nawet zrobić z siebie błaznów na komicznych barykadach "ciamajdanu". 

Trudno sobie wyobrazić drugą tak zdesperowaną partię jak Platforma Obywatelska, która zamiast - w zgodzie z przyjętymi w świecie obyczajami i standardami - przejść do parlamentarnej opozycji,  dąży "ulicą, zagranicą i mównicą" do pozbawienia zwycięzkiej w wyborach partii legitymacji do faktycznego i rzeczywistego sprawowania władzy. Takie działania, to coś znacznie więcej, niż niepogodzenie się z wynikami wyborów, to  coś, co ma swoje korzenie w oligarchicznej strukturze władzy w Polsce, stworzonej po 1989 roku. 

Z niezrozumiałych przyczyn, termin "polska oligarchia" nie funkcjonuje w życiu publicznym, chociaż zdecydowanie powinien. Temat polskiej oligarchii wymaga rzecz jasna szerokiego omówienia w innej notce, ale dla zrozumienia istoty takiego pojęcia wystarczy uświadomić sobie, że polscy oligarchowie dawno już pogodzili się z faktem, że polityką należy sterować dyskretnie i nie należy osobiście angażować się w polityczny teatr. Dla realizacji swoich celów wynajęli sprzedajnych najemników, pewnego rodzaju aktorów, zwanych politykami. Jeżeli dziś świetnie działa pojęcie oligarchii ukraińskiej (albo rosyjskiej),  która świetnie maskuje polską oligarchię, to tylko z takiego powodu, że Polsce oligarchia ma dłuższe tradycje niż na wschodzie, jest dużo bardziej doświadczona, silniejsza i ma szersze koneksje międzynarodowe - przy dużo większej dyskrecji działania. Trzeba przy tym pamiętać, że u nas dużo wcześniej zaczęła się „transformacja ustrojowa”, która odpowiednio ją "zakonserwowała", a brak szerokiej dekomunizacji - uodpornił na straty i zepchnięcie na margines.  

Polscy oligarchowie bez wątpienia "przespali" wybory 2015 roku. Oligarchiczna struktura władzy, sprawnie kierowana przez Donalda Tuska, po jego wyjeździe do Brukseli, zaczęła się walić jak przegnity mur. Do tego  wyraźnie zlekceważono kwestię wykreowania nowego,  tak sprawnego jak Tusk  - "najemnika" aktora. Do ciągnięcia  oligarchicznego powozu, zamiast silnych, sprawnych koni, zaprzegnięto chabety: Ewę Kopacz i Bronka Komorowskiego. Jak to się skończyło - wszyscy wiemy. 

Oczywiście klęska wyborcza oligarchicznego układu, nie oznaczała ( i nie oznacza jeszcze),  klęski oligarchów. Oni dopiero teraz coraz bardziej doświadczają skutków głębokich reform przeprowadzanych przez PiS,  z tego wynika ich desperacja w popędzaniu wynajętych polityków do działań, także tych na granicy zdrowego rozsądku i powagi. Nie wyszło z wyprowadzaniem milionów ludzi na ulicę (KOD), Petru i Schetyna okazali się kompletnymi ignorantami, jedynie Czerska i Wiertnicza wciąż trzymają "poziom" i dzielnie atakują "kaczystowski reżim".  A to zdecydowanie za mało, bo ów "reżim" trzeba - jeżeli już nie można jego obalić tu i teraz - to przynajmniej tak "nadgryźć", żeby następne wybory były jedynie formalnością. Nie zapominajmy, że "dobra zmiana" pozbawia ten układ konkretnych pieniędzy, korzyści i prestiżowych pozycji, czyli kluczowych dla oligarchii atrybutów.

Gdybym był polskim oligarchą, bez wahania postawiłbym teraz na Donalda Tuska. To jedyny sensowny najemnik, zdolny uporządkować rozbity w puch opozycyjny teatrzyk, z trzeciorzędnymi aktorami, niezdolnymi do skutecznej walki z "reżimem". Dlatego nie należy dziś zadawać pytania, czy Tusk wróci do Polski - należy już dziś się zastanowić, jak Tuska zneutralizować, żeby jego przywództwo  "totalnej" opozycji, nie okazało się zaporą poważnie utrudniającą, lub nawet uniemożliwiającą, kontynuowanie koniecznych zmian w Polsce. 

Jest prawdą, że Tusk pozbawiony narzędzi, jakimi dysponował jako premier, będzie mieć "pod górkę". Nikt dziś nie wie, czy nie okaże się wobec tego równie beznadziejnym aktorzyną jak Schetyna czy Petru. Tusk ma jednak talenty w zarządaniu kryzysem, jest "urodzonym" manipulatorem i jest człowiekiem, który wokół swojego nazwiska stworzył markę - brand, który jest rozpoznawalny przez jego zwolenników i przeciwników. Nie jest istotne czy rozpoznawalność ta jest "na plus", czy "na minus" - jest rozpoznawalny i tyle. Natomiast narzędzia otrzyma od układu i "zblatowanych" z nim europejskich liberałów i lewaków. 

Dokładnie tyle wystarczy, żeby upadający układ oligarchiczny namaścił Tuska jako swojego mesjasza. Między bajki włóżmy teorie, w których Tusk - po powrocie do Polski - stanie się podsądnym w dyspozycji prokuratora. Skoro PiS nie kwapi się zbytnio do surowego ukarania wywrotowców,  Zbigniew Ziobro dotąd nie wywlókł (o szóstej rano w gaciach) nikogo z oligarchicznego układu przed oblicze sędziego (a zdecydowanie mógłby),  a polityczny zombie Lecha Wałęsy wciąż ma się dobrze, to nie spodziewajmy się zdecydowanych działań wobec Tuska. Tym bardziej, że nie ma znaczącego przełomu w sprawie Smoleńska. Tusk doskonale o tym wie i wróci, żeby znów "policzyć głosy". Wszak nauka pobrana podczas "nocnej zmiany" a las nie poszła i pora dla zagrać kolejną wiodącą rolę.

 

 Mam nadzieję, że ostatnią i zupełnie nieudaną. Pod warunkiem, że nikt go nie zlekceważy. 

kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka