kemir kemir
254
BLOG

Panu Jankowi (i nie tylko) kubełek zimnej wody

kemir kemir Sport Obserwuj notkę 1

W mediach trwa w najlepsze dopompowywanie balona, który nazywa się Polska Reprezentacja w piłce nożnej. Właśnie odpadliśmy z turnieju. ale panująca wokół tego atmosfera przypomina fetę, jakby właśnie skończył się finał Euro 2016, w którym Polacy rozgromili Niemców 4:0. Jesteśmy chyba jedną z tych nielicznych nacji, które nie do końca potrafią dostrzec płynną granicę dzielącą sukces od porażki. Piłka nożna jest tego klasycznym przykładem, to z niej powstało nieśmiertelne "Polacy nic się nie stało".

Jest bezdyskusyjne, że po raz pierwszy od ponad trzydziestu lat (wyłączając pojedyncze mecze za Beenhakkera na przykład) za naszych futbolowych reprezentantów nie musimy się wstydzić i oni sami z podniesionymi głowami mogą pokazać się na Okęciu, zamiast - jak to zwykle bywało - chyłkiem, tajemnymi przejściami wymykać się z lotniska. Byli o krok, a ściślej o rzut karny, od półfinału Euro 2016, od  wejścia do najlepszej czworki naszego kontynentu, od zapisania się na trwałe w historii futbolu i najbardziej chlubnych zdobyczy polskiego sportu. Nie udało się jednak, odpadają z turnieju i chociaż nie wracają na tarczy, to wszyscy musimy przełknąć jednak gorycz porażki.

Sensowne jest zatem postawienie pytania: z czego się tak bardzo cieszymy? Czyżby z tego tylko, że nie zostalismy - jak zwykle - upokorzeni, że nikt nas nie zlał tak, ja my zlaliśmy w eliminacjach Gibraltar? Bo spójrzmy prawdzie w oczy - nic tak naprawdę nie wygraliśmy i kto w Europie za jakiś niedługi czas będzie będzie pamiętał, że Polska odpadła w ćwierćfinale po rzutach karnych ? W sporcie, a w futbolu szczególnie, liczą się wyłącznie zwyciężcy, lub co najmniej medaliści wielkich imprez.

I w takim kontekście irytuje mnie "człowiek, który zatrzymał Anglię", a nazywa się Jan Tomaszewski. Robiący ostatnio za eksperta w studu telewizyjnym  Pan Janek, wygłaszający jawne bałwochwalstwo wobec trenera Nawałki i naszych reprezentatów,  popadł w z jednego obłędu, w którym był brutalnym krytykiem "kadry PZPN" -  w drugi, nie mniej groźny i nie mający nic wspólnego z obiektywną oceną, jakiej od eksperta wypadałoby wymagać. Zdumiewające to tym bardziej, że Jan Tomaszewski to jeden z orłów legendarnego Kazimierza Górskiego, który pewnie gdyby żył, z właściwym sobie dystansem i poczuciem humoru odciąłby się się od Jankowej euforii.

Pan Janek publicznie wieszczy przyszłe ogromne sukcesy kadry Nawałki - może i całkiem słusznie, ale podpiera swoje hurra-optymistyczne tezy dosyć słabymi argumentami, które sprowadzają się do głoszenia tyrad w stylu kultu jednostki wobec Adama Nawałki i  przekonywania o wielkości naszych pilkarzy, a Roberta Lewandowskiego zwłaszcza.
Argumentuje, że na tym turnieju wygraliśmy, lub nie daliśmy się pokonać, żadnej ekipie, a wszystkie one są wyżej od nas notowane w rankingu FIFA. Marzeniem było wyjście z grupy, a nasi piłkarze osiągnęli znacznie więcej. Pan Janek powtarza to w kółko jak nakręcony, nakręcając tym samym "balonową" atmosferę wokół polskiej pilki reprezentacyjnej.

To wszystko to właściwie prawda, Rzecz w tym jednak, że - moim zdaniem nadmiernie i niepotrzebnie - po udanych eliminacjach i wygranej w Niemcami nadmuchano biało - czerwony balon i tak naprawdę wyjście z  grupy stało się dla wszystkich obowiązkiem i "oczywistą oczywistością" . Odpadnięcie w w tej fazie byłoby klęską, pewnie zdymisjonowany zostałby Nawałka, a prezes Boniek mialby potężny ból głowy, kogo zatrudnić na stanowisko selekcjonera. Dlatego nie zgadzam się z twierdzeniem, że zagraliśmy powyżej oczekiwań i osiągnęliśmy na tym turnieju maximum. Oczekiwano dokładnie tego, co udało się zrealizować: wyjścia  z grupy i nawiązania walki w fazie pucharowej.

Nawiasem pisząc, wczoraj któryś z ekspertów w studio TVP wygadał się, że Boniek maiał dwoch kandydatów na stanowsko selekcjonera: Nawałkę i... Larsa Lagerbäcka, który robi furorę z rybakami z Islandii. Jeżeli porównać piłkarzy jakich ma Lars Lagerbäck z piłkarzami Adama Nawałki, to mam wątpliwości, czy Boniek dokonał właściwego wyboru.

Nawałka - o czym warto pamiętać - dysponuje bowiem piłkarzami , o których tylko marzyć mógł Beenhakker, Smuda czy  Fornalik. Zatem kluczowe jest pytanie, czy  właściwie wykorzystał ich potencjał? I czy można było na boiskach Francji  osiągnąć prawdziwie historyczny sukces?

Moim zdaniem można było osiągnąć więcej i szkoda, że odpadamy z turnieju w taki sposób i na tym etapie. Prawdą jest, że nie przegraliśmy żadnego meczu - 2 wygrane, 3 remisy, ale... napiszmy sobie  otwarcie, że dokonaliśmy tego z kupą szczęścia, które wczoraj zwyczajnie się skończyło.  

Nie zagraliśmy niestety na tym turnieju żadnego porywającego meczu: ze słabą Irlandią Płn wymęczyliśmy 1:0, nieźle zagraliśmy z Niemcami, ale dobra gra ograniczała się tylko do fragmentów, nikt nie mógłby mieć pretensji, gdybyśmy przegrali z Ukrainą. Podobnie zresztą było w meczu ze Szwajcarią, z którą naprawdę dobrze zagraliśmy tylko jakieś 35 minut. Z Portugalią znowu - piłkarskie szachy: mało błyskotliwych akcji, dużo gry zachowawczej, gry graniczącej z antyfutbolem.

Nawałka najwyraźniej przyjechał Na Euro z ekipą mającą powtórzyć styl reprezentacji Grecji z 2004 roku, która wtedy została mistrzem Europy. Nieco zmodyfikowny przez Nawałkę styl Greków zaniósł nas do ćwiećfinału, w którym jednak defensywne nastawienie okazało się niewystarczające, a gra na rzuty karne po prostu błędem.

Należę do pokolenia, które - co prawda dosyć mgliście, ale jednak - pamięta polską fantazję, polot i "husarię" piłkarzy Kazimierza Gorskiego. Nasze zwycięstwa ani przez chwilę nie podlegały dyskusji, odprawiliśmy w ten sposób Argentynę, Włochów, silną wtedy Jugosławię, solidnych Szwedów, na koniec Brazylię,  że o Haiti nie wspomnę. Po mundialu pamiętam  mecz stulecia z Holandią i pamiętne 4:1.
Zatem  napiszę szczerze - gdzie pilkarzom Nawałki do tych wyczynów?  Może zatem warto zacytować Panu Jankowi Fredrę: znaj proporcjum Mocium Panie...

Przed Nawałką, żeby spełniły się przepowiednie Pana Janka, jest naprawdę ogrom pracy do wykonania. Euro pokazało, że są już jakieś fundamenty, na którym można zbudować drużynę lepszą niż ta, która właśnie wraca z Euro. Historia wielkich turniejów pokazuje, że jednak na ogół wielkie sukcesy odnoszą drużyny grające radosny, ofensywny futbol. Nawet mistrzowie catenaccio, Włosi, szukają złotego środka i bardzo efektownie (i efektywnie) odchodzą od defensywnych schematów. I chyba nie chcę oglądać Polaków, broniących się przez większą część meczu zgodnie z zasadą: na zero z tylu, a z przodu może coś wpadnie. Bo wtedy nawet ćwierćfinał Euro jakby taki trochę bez blasku...    

kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport