Za komuny prawie wszystkie towary miały opakowania i etykiety zastępcze. Teraz towary są pięknie opakowane, kuszą wzrok etykietami, a siermieżną szarzyznę zastąpiły barwy z palety RGB.
Za to - nie wysilając specjalnie wzroku - można zauważyć, ze Premierzyca nosi nalepkę: premier zastępczy, ministrowie - minister zastępczy, zastępczy jest Sejm, zastępcze są sądy, urzędy i urzędnicy. Zastępcza jest służba zdrowia i zastępczy "pożalsięboże" dziennikarze. Pan Prezydent? Ten akurat jest opakowany jak należy, tyle tylko, że pięknie opakowany bubel, zawsze bublem pozostanie.
Mam smutne wrażenie, że siedem lat rządzenia administrowania Polską przez PO/PSL to jedno, w zasadzie nieprzerwane, pasmo etykiet zastępczych. Pół biedy, gdyby owe zajmowanie się - po poznańsku - pierdołami - dotyczyło spraw chociaż trochę wyrastających ponad minimum głupoty, ale ...gdzież tam.
Ostatnimi czasy temat numer jeden jest taki: co powiedział, a czego nie powiedział, a może jednak powiedział Pan Andrzej Duda.
Żeby to treściwie i właściwie skomentować, trzeba tak chyba po męsku: no żesz k..... mać, przecież Pan Duda powiedział to, co powiedział, a bredzenie o tym, czego nie powiedział, jest dokładnie takim samym buractwem, jak działanie słynnego już asesora komorniczego z Łodzi.
Zresztą kilka dni temu, Polskę opanowała dyskusja co powiedział i nie powiedział Papież Franciszek, pouczany i recenzowany przez innych buraków, bardziej świętych od Franciszka. Było też o obrzydliwym - ale już kultowym - "Charlie Hebdo", które nas w Polsce nie powinno ani specjalnie ziębić, ani parzyć. Dość, że francuskich pseudo - humorystów uhonorowano marszem... głupoty, jak trafnie określiła to blogerka Animela.
Chwilę wcześniej rozprawiano o sałatce Pani Pawłowicz, z zacięciem takim, jakby rzecz dotyczyła przynajmniej połączenia tsunami na Bałtyku z erupcją wulkanu na Giewoncie.
A to tylko marniutkie przykłady z ostatnich dni. A gdzie Pendolino? Gdzie baśnie o szpicy NATO? Dreamlinery, mające być zbawieniem dla LOT-u? Dalej - mama Madzi, kibole, dopalacze? Oczywiście, (jakżeby zapomnieć) - "król Europy", któremu Merkel zrobiła laskę łaskę i klimatyczna blondynka, co to wierzy wróżkom.
Dęby i żyrandol, "Hej Jude", tęcza i "wspaniałe" autostrady. Profesor Chazan i związki partnerskie. Jak tak serio pomyśleć, to nawet przedsięwzięcie pt. Euro 2012, które miało być "skokiem cywilizacyjnym", okazało się picem na wodę - tyle, że się odbyło bez większych wpadek - zresztą dzięki wspaniałym kibolom kibicom właśnie.
Gdzie nie spojrzeć - etykiety zastępcze, uprawiane ochoczo przez hordy buraków i ćwierćinteligentów.
A tymczasem Zdradek ma się dobrze, Prezes NBP nadal (zapewne) wcina ośmiorniczki, Kopaczowa lawiruje, "Bul" chwilowo dębów nie sadzi (zima jest), za to wali brednie i leje wodę za dwóch, a tak w ogóle jest cacy i zielona wyspa kwitnie.
Jak spojrzeć na jednego z dyżurnych szczekaczy PO, przypominającego wypasionego prosiaka, to faktycznie - wygląda to wszystko jak milion dolarów.
Sęk w tym, że poza tym matriksem, polski świat wygląda zgoła inaczej.
Czytając salonowe notki wpadam - mam nadzieję, że nie tylko ja - w rodzaj przygnębienia wymieszanego z wściekłością. Każda notka, to element całości, z której bardzo wyraźnie widać jak dalece nasze państwo jest i teoretyczne i zastępcze.
No i się tak zastanawiam, dlaczego dobry Bóg pokarał nas tymi zastępczymi etykietami i wszechobecnym buractwem. Żyć w tym kraju się nie da - wyjechać, czy się powiesić?
Ponieważ jednak przygnębienie równe jest wściekłości, to mam ochotę pomóc w wdrożeniu Polskiego Programu Ko(s)micznego (jest takowy!) i wysłać całe to zaetykiezowane buractwo na Marsa.
Może jaki współczesny Kopernik odkryje nowo-starą planetę z napisem - Mars /etykieta zastępcza/
PS.W kwestii polityki mam marzenie: nie chcę na czole Andrzeja Dudy przykleić etykiety" kandydat zastępczy". I tym optymistycznym akcentem....
